środa, 6 sierpnia 2014

#cztery

   
   Uderzałem w worek treningowy, dając upust emocjom. W mojej głowie wciąż odtwarzały się słowa drobnej brunetki, które mnie złamały.
Przestałem dla niej istnieć.  To cholernie bolało, ale nie mogłem jej o nic obwiniać.  To ja odszedłem i zostawiłem ją kompletnie samą.
Gdybym mógł cofnąć czas, nigdy bym nie wyjechał. Zostałbym z nią.
Lecz nie mogłem tego zrobić.  Pozostało mi jedynie żyć dalej i próbować zapomnieć.  Wyprzeć ją z pamięci. Dokładnie tak, jak ona mnie.
- Luke? - odwróciłem głowę w stronę wejścia.  W drzwiach stał mój przyjaciel Michael.
- Siema. - rzuciłem,  ściągając rękawice. Wziąłem łyk wody z butelki i ruszyłem w stronę chłopaka.
- I jak? - zapytał cicho, opierając się o framugę.
W odpowiedzi wzruszyłem ramionami. Nie słynąłem ze zbyt wylewnych ludzi. Clifford doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
- Luke... Uważam,  że powinieneś z nią porozmawiać i powiedzieć jej prawdę  - zatrzymałem się gwałtownie,  uważnie przyglądając się zielonowłosemu. Doszukiwałem się śladów rozbawienia na jego twarzy, które świadczyłyby o tym, że żartował, ale on był śmiertelnie poważny.
- Wiesz, że nie mogę.  - mruknąłem,  spuszczając głowę.
- Możesz,  tylko nie chcesz, bo się boisz. - skwitował Michael, kręcąc głową.  - Widzę,  jak cierpisz. Kochasz ją i dobrze zdajesz sobie z tego sprawę,  nawet nie próbujesz tego wypierać, lecz po prostu boisz się wplątać ją w nasz świat. - dodał, a ja poczułem, jak trafia w sedno.
- Ale Luke... To już dawno się skończyło.  Oni odeszli, zniknęli. Wszystko jest już w porządku!  A Ty masz szansę naprawić coś,  co jako jedyne trzymało Twoje człowieczeństwo,  kiedy cierpiałeś i popełniałeś błędy.  Musisz spróbować.  - nigdy nie myślałem, że miałem takiego mądrego przyjaciela.
- Co mam zrobić?  Ona nie chce mnie znać.  - ale faktów nie dało się uniknąć.
Westchnąłem ciężko, opuszczając pomieszczenie treningowe.
- Będzie tu za godzinę. Przygotuj się na zmierzenie z prawdą.  - powiedział Clifford, sprawiając, że znieruchomiałem. Obróciłem się przodem do niego, lecz zdążył się ulotnić.
Pociągnąłem za końcówki moich włosów, wydając z siebie jęk frustracji.
Postanowiłem pójść pod prysznic, gdzie będę mógł przemyśleć wszystko to, co chciałem powiedzieć Noen.
Problem tkwi w tym, że tak naprawdę w ogóle nie chciałem jej w to wprowadzać.  Pomimo tego, że wszystko już dawno dobiegło końca, nie mogłem.
- Kurwa! - warknąłem pod nosem, wchodząc pod zimny strumień wody. Musiałem oczyścić umysł przed konfrontacją z drobną brunetką.
Wziąłem głęboki oddech, pozwalając sobie na chwilę relaksu. Wciąż miałem mnóstwo wątpliwości, lecz było już na to o wiele za późno.
Wyszedłem z łazienki dwadzieścia minut później, ubrany w luźne szare dresy i białą koszulkę. Usiadłem na kanapie w salonie obok Ashtona.
- Co tam, bro? - zapytał, sięgając dłonią po pilota. 
- Spoko, zaraz mam gościa. - odparłem obojętnie, starając się przybrać maskę. Nie chciałem pokazywać, jak bardzo mnie to stresowało.
- Wiem. Noen, co nie? - skinąłem głową. Zastanawiałem się skąd on to wiedział, ale postanowiłem nie drążyć tematu.
Oglądaliśmy mecz piłki nożnej, podczas którego dołączyli do nas Calum oraz Michael. Czułem się co raz bardziej zmęczony, a moje powieki same opadały, lecz dostałem porządny zastrzyk energii, kiedy usłyszałem dźwięk dzwonka.
Poderwałem się z sofy i wziąwszy głęboki oddech skierowałem się do przedpokoju, aby otworzyć drzwi wejściowe.
Zawahałem się przed przekręceniem klucza, ale wreszcie to zrobiłem.
Stała przede mną, trzęsąc się z zimna, a jej policzki pokryte były czarnymi smugami od tuszu. Płakała. Nienawidziłem, gdy ktoś doprowadzał ją do takiego stanu, dlatego odruchowo przyciągnąłem się do swojej klatki piersiowej w czułym uścisku, którego, o dziwo nie odrzuciła, wręcz przeciwnie, po chwili poczułem jej drobne ręce zaciskające się na mojej koszulce.
Zatrzasnąłem za nią drewnianą powłokę, delikatnie uniosłem ją do góry, karząc jej opleść swoje nogi wokół mojego pasa. 
Trzymała się mocno mojego karku, a twarz schowała w zagłębieniu mojej szyi. Kiedy przechodziliśmy obok chłopaków, patrzyli na zaistniałą sytuację z niedowierzaniem, lecz widziałem zadowolenie w ich oczach. W końcu, jako moi przyjaciele chcieli mojego szczęścia.
Zamknąłem drzwi z mojego pokoju, ostrożnie kładąc brunetkę na łóżku. Ściągnąłem jej płaszcz oraz buty. Ubrała czarne leginsy i jakiś luźny, szary sweter. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie czerwony ślad na jej policzku, który z każdą chwilą ciemniał co raz bardziej, nadgarstki, które także przybierały inny odcień, tak różny od jej skóry.
Mój spokój zniknął, gdy przypadkowo odsłoniła fragment brzucha. 
- Co to ma być? - starałem się brzmieć łagodnie, ale furia rozpierała mnie od środka. 
- Ja... Ja... Luke... - jąkała się, lecz kiedy wypowiedziała moje imię... Posadziłem ją na moich kolanach, mocno przytulając do ciała.
Wdychałem jej słodki zapach, rozkoszując się nim. Znowu poczułem, że jest moja, nie chciałem wypuszczać jej z moich ramion, lecz musiałem poznać prawdę.
- Powiedz mi, kto Ci to zrobił kochanie? - szepnąłem spokojnie, na co momentalnie się spięła.
- Przepraszam, że tu przyszłam, ale... Nikogo tu nie mam. Nikogo... takiego, jak Ty... - odpowiedziała równie cicho, łamiącym się głosem.
- Jestem tu, możesz przychodzić do mnie zawsze. - zapewniłem ją. 
Położyłem dłonie na jej policzkach, bardzo delikatnie, aby nie dotknąć zbyt mocno zaczerwienienia. Oparliśmy się naszymi czołami, wpatrując się w swoje oczy.
- To, co powiedziałam wczoraj... To nieprawda. Po prostu... Byłam zła. Przepraszam. - uśmiechnąłem się lekko, a ciężki kamień spadł z mojego serca. Poczułem niesłychaną ulgę.
- To ja powinienem być tym, który przeprasza i zrobię to, ale najpierw chcę wiedzieć kto Cie skrzywdził. - powiedziałem już normalnym tonem, wciąż nie spuszczając oczu z jej brązowych tęczówek.
- Ale obiecaj, że nie zrobisz niczego głupiego. 
- To, co zrobię nie będzie głupie.
- Luke...
- Okej. Zobaczę.
- Luke... - odsunęła się o kilka centymetrów, przybierając tą swoją znajomą minę, mówiącą, że mam się posłuchać i koniec.
Zaśmiałem się.
- Okej. - zgodą, wywołałem uśmiech na jej twarzy i to mi wystarczyło.
- No więc, kto? - ponowiłem pytanie, a ona przełknęła głośno ślinę.
- Jake. Jake Cheeky. 

9 komentarzy:

  1. O Boziu ....
    Jaki Jake to skurwysyn, że się tak wyrażę. zwykła pizda a nie facet, jak mógł uderzyć kobietę?! ;c
    Dobrze że Luke jest blisko niej <3 i wiem, że zrobi z Jakiem porządek ! ^^
    Już się nie mogę doczekać następnego! ^^
    ~M.

    OdpowiedzUsuń
  2. Omg! Ale słodziaczki !!!:*** Luke Misiek ! Kocham to .! Wenyy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Słodziaki ♥
    Biedna Noen, jejku. Chętnie wjebałabym takiemu skurwysynowi jakim jest Jake, za to jej zrobił.
    Awww, Lucas się naprawdę zmartwił ♥
    Jak słooooodko ♥
    Czekam na next :)
    @_cliffxordx

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale słodko *.*
    Boże jakim Jake jest chujem ugh

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko, scena w pokoju rozmiękczyła moje serce. Tak bardzo nie mogę doczekać się następnego rozdziału! Zastanawia mnie tylko skąd Noen miała legginsy. Czyżby Luke w wolnym czasie ćwiczył jogę? xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Omg *o* cudny rozdział! Czekam na kolejny ♥
    + Hej, jeśli chcesz żeby twój blog znalazł się na spisie fanfiction to serdecznie zapraszam do nas ! Wystarczy że zavoznasz się z regulaminem i napiszesz zgłoszenie tutaj ----> http://spis-fanfiction-pl-opowiadania.blogspot.com/p/zgoszenia.html
    Dopiero zaczynamy ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Jacy słodcy <3
    Ten rozdział był bombowy, już nie mogę się doczekać nastepnego ;) Masz talent. Już dawno nie czytałam tak zajebistego bloga jak Twój :) Ciekawi mnie co Luke zrobi w nastepnym roździale. Zazdroszczę Noel takiego Luka , który ją tak mocno kocha i wszystko zrobi dle niej.
    ~ Angel

    OdpowiedzUsuń